Kolorowanki dla dzieci do wydruku. Tutaj będziemy zamieszczać różnego rodzaju kolorowanki dla dzieci – w formie pdf-ów do wydruku. Ten format gwarantuje, że wydruk będzie świetnej jakości. Zapraszamy do pobierania kolorowanek, drukowania i zachęcania dzieci do kolorowania. Dinozaury do kolorowania. Figury geometryczne – kolorowanki.
Wartościowe bajki dla dzieci o wstydzie. Zajączek Ludwiczek wstydził się w swoim życiu nie raz. Doskonale pamiętał swój pierwszy dzień w nowym przedszkolu. Wtedy wstyd zupełnie odebrał mu mowę. To było jednak dawno temu. Teraz Ludwiczek czuje się w Dębowym Przedszkolu jak u siebie. Jednak całkiem niedawno zrobił coś strasznego.
Legenda o pierwszej latarni morskiej Author: Piotr Walczak Subject: Bajki do czytania Keywords: latarnia morska, legenda o latarni morskiej, bajka o latarni morskiej, pierwsza latarnia morska, bajka o morzu, morskie opowieści Created Date: 4/28/2018 10:08:10 AM
Złota księga to kolejna pozycja wydawnictwa Egmont, która opowiada bajki Disneya. W serii znajdziemy Gdzie jest Dory, Krainę lodu i Dzwoneczka. Książka streszcza to, co widzieliśmy w filmie. Fabuła jest ta sama, na kartach opisano konkretne sytuacje, ale bez wchodzenia w szczegóły.
Był upalny dzień a promienie słońca wpadając w okruchy szkła jak rozpalone ogniki podgrzewały korę drzewa. Stało ono bezradne, czekając na ratunek. Zapach tlącego się drewna zaniepokoił ptaki, które zerwały się z gniazda. W mrowisku, które nieopodal lipy wybudowały pracowite mrówki wszczęto alarm. Gdy wydawało się, że
O tej tragedii wielu już zapomniało - Fragmenty Książek. "Byliśmy zdrajcami i rodzinami zdrajców. I zostaliśmy nimi na zawsze" [FRAGMENT KSIĄŻKI] Aroa Moreno Durán prowadzi nas przez prawie sto lat najnowszej historii Hiszpanii: horror wojny domowej, wykorzenienie czasu wygnania, lata ołowiu, puste domy, przegrane życia i dalej
Ten szczególny czas jabłka miały jeszcze przed sobą. Pewnego dnia ponownie do sadu zawitał wiatr. Z dużą siłą zaczął dmuchać w kierunku jabłoni. Jej gałęzie machały się w różne strony. Najbardziej napór wiatru odczuwało jabłko zawieszone najwyżej. Mimo, że z całej siły trzymało się gałęzi, wiatr tak mocno nią
Wagony do niej podoczepiali Wielkie i ciężkie, z żelaza, stali, I pełno ludzi w każdym wagonie, A w jednym krowy, a w drugim konie, A w trzecim siedzą same grubasy, Siedzą i jedzą tłuste kiełbasy, A czwarty wagon pełen bananów, A w piątym stoi sześć fortepianów, W szóstym armata – o! jaka wielka! Pod każdym kołem żelazna
Bajka smok wawelski na wesoło. Dawno temu, blisko zamku, w mieście zwanym Kraków, smok ogromny mieszkał w jamie i porywał nieboraków. Skrzydła miał jak statku żagle, ogon długi, w pysku ognie, wzrok posępny, a ze strachu ludziom wszystkim drżały spodnie. Smok porywał, co się dało: raz owieczkę, raz baranka,
Tym razem jednak nawet nie musiał z niego korzystać. Na pierwszym podwórku do którego podszedł zobaczył bawiącego się chłopca. Chłopiec bez wątpienia, tak jak on, był człowiekiem. – Dzień dobry – zagadnął chłopca kapitan Nieuśmiechnięty. – Dzień dobry – odpowiedział chłopiec uśmiechając się do kapitana.
dLud. Dawno temu, blisko zamku, w mieście zwanym Kraków, smok ogromny mieszkał w jamie i porywał miał jak statku żagle, ogon długi, w pysku ognie, wzrok posępny, a ze strachu ludziom wszystkim drżały porywał, co się dało: raz owieczkę, raz baranka, w pysku niósł je do swej jamy i spożywał aż do owieczki się skończyły. Ani jedna nie została. Smok był głodny, więc chciał teraz pożreć kęs ludzkiego porwał raz dziewicę (tak mówili ludzie wokół), ale dziewka była sprytna i uciekła mu o była już tragiczna. Smok ludojad to nie żarty! Lecz na szczęście mieszkał w mieście Jaśko, co miał nos z niego był wspaniały, bystry, szybki, pomysłowy. Wszystkim pannom się podobał, odwracały za nim był ogromnie. Często w gaju pisał wiersze. I cieszyły się panienki, gdy im czytał rymy raz posmutniał wielce. Smok mu spędzał sny spokojne. I pomyślał: nie dam rady wyjść do smoka sam na zgładzić smoka i rycerze w ciężkiej zbroi. Wszystkich smok pokonał szybko. Nawet król się smoka król za mury miasta, z siwej głowy zdjął koronę. Krzyknął: – Ten, kto smoka zgładzi ma córeczkę mą za żonę!Dodatkowo odważnego chcę nagrodzić należycie i pół zamku oddam, złota, i niech ma dostatnie życie!Szewczyk myślał długo w gaju, propozycja była cudna. Lecz wizja zabicia smoka wydawała mu się ja zrobię? – myślał Jaśko – Mam igiełki i dratewki, jak mam użyć mojej pracy, by smok nam oszczędził dziewki?Myślał szewczyk dzionki całe, w pracy myślał, myślał w domu. Aż wymyślił. Brawo Jaśko! Nie mów o tym nic nikomu!Miała jego mała siostra futerkową zabaweczkę. Już zniszczona była wielce. Wyglądała na zabrał ją ze strychu, dawno dzieciom nie służyła. A do tego beczkę siarki, która też na strychu krzesło tam odnalazł, nogi mu odrąbał z drewna. Pomysł szewczyk miał wspaniały. Marzyła mu się wszystko to do gaju, siadł po drzewem starym w cieniu i zaszywał siarkę w owcy siedząc na płaskim na koniec, by zabawka wyglądała niczym żywa, Jaśko nogi, te od krzesła, do maskotki swej gotowe! – krzyknął szewczyk – Jest owieczka jak pułapka! Jutro rankiem, tuż przed jamą, stanie na drewnianych łapkach!Jak pomyślał, tak też zrobił. Rankiem, gdy słoneczko wstało, ruszył Jaśko w stronę groty, chociaż strachu czuł owcę niósł pod pachą, a najcięższa w niej ta siarka. Smoka zgładzić chce nasz szewczyk, bo przebrała już się szewczyk blisko groty, cicho klęknął na kolanko. Chrapie bestia jak parowóz, pewnie śni jej się swą pułapkę stawia blisko koło smoka pyska. No gadzino! Koniec żartów! Kara już dla ciebie maskotka pełna siarki stoi niby skubiąc trawkę. Nogi ma drewniane, z krzesła, z boku szewczyk użył gdzie kamień koło jamy, Jaśko chciał przykucnąć skrycie. Nie pokaże się smokowi, bo Jaśkowi miłe lecz nie zauważył, że tam oset rósł dorodnie. Auć! – zapiszczał Jaśko cienko, bo mu oset wbił się w się zbudził, poprzeciągał, ziewnął ogniem – to mu wyszło! Spojrzał dziwiąc się niezmiernie: – Dziś jedzonko samo przyszło?!?Wszyscy ludzie jednak wiedzą, że smok nie jest od myślenia. Chrapnął tylko smok nozdrzami i się zabrał do owcę jednym haustem. Wcale mu nie uciekała. Oczy wyszły mu czerwone. Co ta owca w sobie miała?!?Rety jak go pali w środku! Szewczyk rączki już zaciera. Nikt smokowi nie pomoże! Zginie dziś z rąk bohatera!Smok się miota, ogniem zionie, bije skrzydłem, wymiotuje, ale siarka rozpuszczona już w brzuszysku mu gad jak nigdy przedtem, gdzieś odwaga z niego prysła. Ruszył pędem tupiąc głośno tam, gdzie płynie rzeka się chciało mu ogromnie, wsadził łeb w błękitne fale. Pił tę wodę jak szalony. Rybki się nie bały nad brzegiem, pił i wzdychał, wypił już tej wody z galon. Potem spojrzał na swe ciało: napęczniały był jak jaki wielki wstyd! – miauknęła poczwara – – byłem takim groźnym smokiem, a wyglądam jak woda wypłukała, lecz smok w smutku pogrążony wie, że z tym beczkowym ciałem już nie znajdzie smoczej hen w dalekie strony, nikt już o nim nie pamięta. Szewczyk poszedł wnet do króla, chociaż on nie króla, przeurocza, na szewczyka spoglądała. Oj podobał jej się dawno, choć za biedny, by go z połową królestwa mąż z szewczyka dobry będzie. Jednak jego pomysłowość chwalić trzeba w pierwszym z bajki jest nauka? Może ktoś z was powie? Nie siła pomaga w kłopotach, lecz dobre pomysły w głowie!Tekst zgłoszony przez Bajdulkowo. Udostępniamy go za zgodą Autora (Rozalinda).
Czy potrafisz na podstawie odgłosów otoczenia rozpoznać gdzie się znajdujemy? Podkręć głośność w komputerze lub telefonie i włączaj odtwarzanie kolejno poniżej. Zapraszam do wspólnej zabawy! Poprzednie zabawy w rozpoznawanie dźwięków i głosów zwierząt bardzo się podobały i pojawiło się wiele próśb o więcej. Tym razem może być troszkę trudniej, ale mniejszym szkrabom w razie czego na pewno pomogą dorośli. Odpowiedzi jak zwykle na dole strony. Gdy pojawią się problemy z odtwarzaniem wystarczy zwykle odświeżyć stronę. Najpierw troszkę łatwiejsze zagadki: odrobinę trudniejsze: rozwiania ewentualnych wątpliwości – w pierwszej części byliśmy kolejno: nad morzem, na wsi, na stacji kolejnowej, podczas deszczu, na boisku szkolnym, na lotnisku, przy ruchliwej ulicy i ostatnie – na brzegu rzeki w lesie. W drugiej części było to: biuro, jezioro, las w nocy, stadion sportowy, stacja metra, dżungla nocą i statek na morzu (z pewnością piracki). Jak Wam poszło? Było coś trudniejszego czy same łatwe? :-) Uwaga – pliki dźwiękowe objęte są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane i używane na innych serwisach internetowych.
Witajcie kochani. Macie ochotę na nową opowieść, prosto z krainy elfów? Tak? To wskakujcie pod kołdry, poproście mamę albo tatę o kubek gorącej herbaty i będzie historia Elfa wydarzyło się pewnego lata, kiedy to wioskę elfów zaczął nawiedzać... pewien niemile widziany gość. Olbrzym Wyrwigruszka. Duży jak drzewo, groźny jak wichura i głupiutki jak bucior z mojej lewej nogi. Czym sobie zasłużył na taką złą sławę? Ach. Tym, że za każdym razem, gdy składał elfom te swoje wizyty, łamał drzewa, zrywał dachy i deptał trawniki. A hałasował przy tym jak zepsuty ciągnik. A kiedy, nie daj Boże, działo się to w porze obiadu, to... potrafił chwycić wielki kocioł pomidorowej, tak jak się chwyta naparstek i siup. Jednym haustem wypijał całą zupę, pozostawiając wszystkich z pustymi brzuchami aż do kolacji. Po jednym z takich wybryków, elfy uznały, że miarka się przebrała i zwołały naradę.– Kochani, proszę o ciszę! - rozpoczął elf Mądrutek. - Wyrwigruszka był u nas już drugi raz w tym miesiącu...– Oj! - jęknęło coś w tłumie.– …. a szkody jakie robi – ciągnął Mądrutek - musimy naprawiać kilka dni! Przepędźmy go raz na zawsze!– Tylko jak, skoro Wyrwigruszka...– Oj! - ponownie coś jęknęło.– Yyy… skoro Wyrwigruszka jest większy niż my wszyscy razem wzięci? - rzekł elf Ziółko, rozglądając się, co to za tajemnicze "oj!" przerwało mu w pół zdania.– Musimy wymyślić jakiś podstęp – powiedział Mądrutek – Siłą nie pokonamy Wyrwy...- Oj! - Wyrwi... - Oj!- Wyrwi..- Oj! - Co to ma znaczyć? Wyrwigruszki!- Oj... Nie, nie. Proszę! - odezwał się znów pojękujący głosik. A był to nikt inny jak elf Trzęsiportek. Najmniejszy i najbardziej lękliwy z całej załogi – Proszę, nie mówcie „Wyrwi...” Oj. Na sam dźwięk tego imienia serce zamiera mi ze strachu!- Trzęsiportku – odburknął Mądrutek - jak możemy rozmawiać o sposobach na pozbycie się tego… no... wyrośniętego nicponia, nie wspominając o nim? Z resztą, "Wyrwigruszka" to dosyć zabawne imię, przyznaj! Tego było już za wiele. Trzęsiportek zestrachany po uszy, wybiegł z narady i pognał ile sił w nogach. Przed siebie, na oślep, byle dalej...– Żeby było już po wszystkim. Żeby było już po wszystkim - powtarzał sobie w myślach. Biegł tak dobrych kilka minut mijając zagajniki, polany, wąwozy, strumienie, zdziwione wiewiórki i sarny, aż nagle... potknął się o korzeń i z krzykiem poturlał w dół zbocza. Wstał, otrzepał się z igliwia... Znał las niemal na pamięć, ale nie potrafił rozpoznać miejsca, w którym się znalazł. Jego oczom ukazała się dziwna jaskinia.. z której coś złowieszczo pomrukiwało. - Żeby było już po wszystkim, żeby było już po wszystkim - mówił do siebie Trzęsiportek, ale było dla niego jasne, że wpakował się w jakieś tarapaty. Mruczenie z jaskini stawało się coraz głośniejsze i głośniejsze, a Trzęsiportek trząsł już nie tylko portkami, ale też kapelusikiem i dziurawą skarpetką. I gdy wreszcie z ciemności wyjrzał krzywy nochal... Wyrwigruszki, elf... Zemdlał. - Kogo ja tu widzę? - mruknął olbrzym, po czym wygramolił się z jaskini. - Och, akurat śniłem o podwieczorku. Myślę, że odpowiednio posolony elf będzie równie smaczny co fasolka po bretońsku - rzekł, a następnie uniósł nieprzytomnego elfa i rozdziawił paszczę. Na szczęście dla Trzęsiportka, olbrzym nie dbał zbyt o uzębienie i zabójczy zapach z ust otrzeźwił elfa w ostatnim momencie. - Nie!!!! - krzyknął ledwie przebudzony Trzęsiportek. - Nieee!!! Łami... Łami... - jak ci tam było? - Łamiśliwko!!!Hihi. Oj, nie śmiejmy się z Trzęsiportka, każdemu mogło się pomylić. Zwłaszcza w sytuacji ogromnego stresu. Wyrwigruszka, Łamiśliwka... Dla mnie to ten olbrzym mógłby się nazywać nawet i Maciuś. Tak czy owak, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby elf nie przekręcił imienia olbrzyma. Jak to możliwe? Posłuchajcie sami. Olbrzym zatrzymał się i zamiast połknąć Trzęsiportka, postawił go na swojej dłoni. - Łamiśliwko? Kim jest Łamiśliwka?Elfowi szczęki tak drżały że strachu, że ledwie mógł z siebie wydusić słowo. - Yyy... - zaczął niepewnie. I nagle, w ułamku sekundy doszło do niego, że to przejęzyczenie może uratować mu skórę. Zebrał się w garść i wymyślił naprędce taką odpowiedź: - Łami.. Łamiśliwka, drogi panie olbrzymie jest Nad-olbrzymem i... i... i... włada tym lasem. Dzi... Dzi... dziwne, że o nim nie Hm - zamyślił się Wyrwigruszka. - Nie słyszałem…- On… on… - ciągnął Trzęsiportek - Bardzo przyjaźni się z elfami i na pewno nie chciałby, żebyś mnie… Hm. Jakoś nie mogę ci uwierzyć w tę historyjkę. Za bardzo trzęsiesz portkami, wybija mnie to z rytmu. Możesz przestać?- Yyyy nie wiem, spróbuję… - odparł Trzęsiportek. - Najlepiej by było, gdybym wrócił do domu..- Nie ma mowy! - gruchnął Wyrwigruszka nieoczekiwanie i w całym lesie rozległo się dzwonienie zębów elfa. - Myślisz, że jestem głupi? Wymyśliłeś sobie tego Łamiśliwkę, żeby ujść z życiem, co?- Nie, nie, proszę pana – powiedział elf grzecznie. - Łamiśliwka istnieje. Mieszka nad Srebrnym Jeziorem, pod najtwardszym głazem świata, żywi się tym, co największe i pije wodę z Łagodnego Potoku.– Skoro tak uważasz, pokaż mi go, ale już – warknął Wyrwigruszka.– D...d..dobrze proszę pana, poszli. Oj dziwny był to widok. Najbardziej lękliwy ze wszystkich elfów i olbrzym, - wielki jak drzewo, groźny jak wichura... No i głupiutki jak bucior z mojej lewej nogi. Szli wiele godzin, mijając grzybną polanę, brzozowy zagajnik, borsucze ślady, lisie nory, aż wreszcie, pokonawszy las, wyszli na piękną piaszczystą plażę. Ani olbrzyma, ani głazu. Tylko Srebrne Jezioro i piasek. No i dwie kaczki, ale akurat one nie mają w naszej opowieści zbyt ważnej Co to ma znaczyć, elfie? Gdzie ten Nad-olbrzym? Gdzie ten głaz? - spytał czerwony ze złości Wyrwigruszka.– Nie wiem, jeszcze wczoraj tu byli... - jęknął Trzęsiportek. - Och, spójrz olbrzymie! - krzyknął i podniósł garść piasku.– O... – zdziwił się Wyrwigruszka, który pierwszy raz w życiu widział piasek z bliska - Co to jest?– Nie wiem olbrzymie, ale przypatrz się dobrze. To wygląda jak drobne drobniutkie kamyczki.– Rzeczywiście. Skąd się to tutaj wzięło?– Chyba wiem... ale, ale boję się powiedzieć.– Nawet nie próbuj mnie zdenerwować – warknął olbrzym. - Mów, co tu się wydarzyło.– Widzisz olbrzymie... Jeszcze wczoraj stał tu najtwardszy głaz na świecie, ulubione miejsce Nad-olbrzyma. Dziś głaz zniknął, za to wszędzie widzę pełno drobniutkich kamyczków...– Chcesz powiedzieć, że ktoś rozgniótł najtwardszy głaz na świecie...– Tak, na miazgę. Na pył, który leży wokół nas.– Myślisz, że tym kimś był...– Panie olbrzymie, to na pewno Łamiśliwka. Tylko on byłby w stanie rozgnieść najtwardszy głaz na świecie. Taką ma siłę!– Hm. Co za dziwna historia... - powiedział do siebie Wyrwigruszka przesypując piasek przez wam teraz w tajemnicy, że każdy kto kiedykolwiek spacerował po elfickim lesie wie, że nad Srebrnym Jeziorem nigdy nie było żadnego głazu. Zawsze zaś była piękna piaszczysta plaża. Na szczęście Wyrwigruszka nie miał o tym pojęcia.– Naprawdę bardzo silny musi być Łamiśliwka… - dumał Wyrwigruszka dalej, przyglądając się drobinom piasku.– Wyrwigruszko, wracajmy lepiej do domu. Boję się, że Nad-olbrzym jest w bardzo złym nastroju, skoro rozgniótł swój ulubiony głaz...– Bzdura! - wybuchł olbrzyn, aż woda w jeziorze zadrżała. - Póki go nie zobaczę, nie uwierzę w ani jedno twoje słowo.– D....d....d....dobrze – wyjąkał zestrachany Trzęsiportek.– Mówiłeś, że Łamiśliwka żywi się tym co największe. Ja wiem co jest największe. To Góra Soli.– Góra Soli?– Tak. Jeśli tam nie spotkamy Nad-olbrzyma, a co więcej, jeśli Góra Soli nie będzie nawet nadgryziona, wówczas uznam, że ten cały Łamiśliwka to bujda na resorach.– D...d...d...dobrze - wydukał Trzęsiportek. Cóż miał robić. Ruszyli przed siebie: zestrachany Elf i... równie przestraszony tak, i szli, i szli. A że Góra Soli znajdowała się na samym, samiuśkim, samiusieńkim skraju lasu szli jeszcze trochę, i jeszcze, i jeszcze. Mijali wydmy, jeziora, niedźwiedzie gawry i ptasie gniazda. Gdy byli w połowie drogi zapadł zmierzch. A gdy doszli do Góru Soli... zastała ich Soli, jak pewnie się domyślacie, jak stała tak stała. Bez żadnego uszczerbku. Bez śladów nadgryzień. I nigdzie wokół niej, jak pewnie się domyślacie, nie było co powiesz na to, ty ty ty garbaty korniszonku? - spytał złośliwie Wyrwigruszka. - Twój olbrzym to wymyślona naprędce bujda, hm?Trzęsiportkowi wydawało się, że to koniec jego przygody. Już zaczął żegnać się w myślach ze swoją wioską, przyjaciółmi, pracą, ulubionym kwiatkiem doniczkowym... Wtem zaświtała mu głowie nowa myśl:– Ech olbrzymie. Wielki jesteś jak dwa dęby i jak pół Góry Soli, ale oleju w głowie, to chyba nie masz zbyt wiele. Mówiłem, że Łamiśliwka żywi się tym co największe, a ty mi pokazujesz małą górkę?– Ejże, kolego, trochę grzeczniej – przerwał mu olbrzym.– Wyrwigruszko, spójrz na niebo, tam jest coś największego, co tylko można tu dostrzec. - to mówiąc, elf zadarł głowę do góry. A tam rozgwieżdżone niebo i księżyc... chudy jak rogalik.– O mamusiu – przestraszył się olbrzym. - Czy ty mówisz o księżycu?– Tak, Wyrwygruszko. Łamiśliwka żywi się księżycem.– Nie może być – Wyrwigruszka przetarł oczy - Jeszcze kilka dni temu, ten księżyc był okrągły jak bułeczka z rodzynkami, a teraz…– Sam widzisz. Porządnie go nadgryzł, ten nasz Łamiśliwka. Ja na jego miejscu to bym po takim kęsie wypił morze wody... Wyrwigruszko,wracajmy już do domu…– Nie! - warknął olbrzym tak, że Góra Soli zadrżała w posadach, a trzęsące się portki spadły elfowi do kolan. - Jeszcze nie uwierzyłem, że historia o Łamiśliwce jest prawdziwa. Mówisz, że po takim księżycowym kęsie wypiłbyś morze? Zatem prowadź do miejsca, w którym Łamiśliwka zwykle pije. Tam na pewno go spotkamy.– D...d...d...dobrze. - odparł posłusznie Trzęsiportek naciągając portki. - Ch..ch.. Chodźmy zatem do Łagodnego szli. I szli ,i szli, i szli. A, że to było na drugim krańcu lasu szli jeszcze trochę i jeszcze. Mijali tamy na rzekach, przeczyste źródełka, kwitnące leśne kwiaty... Aż wreszcie, tuż przy Łagodnym Potoku Trzęsiportek skręcił... nie w lewo tylko w prawo, nie przez polanę tylko pomiędzy brzozami, nie przez modrzewiowy las tylko przez bukową aleję i tak doprowadził olbrzyma zupełnie w inne miejsce. Do wodospadu. A tak się składało, że Wyrwigruszka nigdy przedtem nie widział wodospadu. Tak jak piasku. I chudego jak rogalik Jesteś pewien, że zbliżamy się do Łagodnego Potoku? - spytał z niepokojem Wyrwigruszka, słysząc hałas szumiącej wody. A gdy wreszcie, po kilkunastu krokach, olbrzym ujrzał na własne oczy spienioną wodę spadającą z wściekłością i rozpryskującą się o ostre kamienie, cały O nie! - zawołał elf. - Spójrz olbrzymie!- Patrzę! Przecież patrzę! – jęknął Wyrwigruszka, przestraszony nie na żarty.– Jeszcze wczoraj płynął tu Łagodny Potok...– Co tu się zatem wydarzyło?– Ktoś musiał wyrwać potok z jego koryta, rozwalić kamienie i proszę... Łagodny Potok, taki piękny a tu... rozerwany na pół. Ojojoj.– Myślisz, że zrobił to Łamiśliwka...?– Och, tylko on potrafiłby zetrzeć na pył najtwardszy głaz świata, zjeść pół księżyca i wyrwać potok z jego koryta. Wyrwigruszko, nie chcę, abyśmy go spotkali. Musi być w bardzo złym humorze. Uciekajmy!Wyrwigruszka drżał na całym D...d...dobrze – zaczął - Chodźmy już do domu…– Olbrzymie... - wyszeptał Trzęsiportek przerażony.– Co takiego?– Widzisz ten cień który na nas pada? - Trzęsiportek wskazał na ziemię. - Obawiam się, że Nad-olbrzym właśnie spogląda na nas z góry.– Nie! - zapiszczał Wyrwigruszka ze strachu. I gdy rozległ się najokropniejszy grzmot burzowej chmury, Wyrwigruszka, przekonany, że to głos Nad-olbrzyma, skulił się jak mały jeż i wziął nogi za pas krzycząc „Łamiśliwka! Goni mnie Łamiśliwka!”. A gnając tak pomiędzy drzewami, nie zauważył ani wiewiórek, ani zajączków ani elfów, które pukały się w z burzowej chmury, która tak wystraszyła Wyrwigruszkę, spadł ożywczy deszcz. Trzęsiportek przemoczony do suchej nitki wracał do wioski wolnym krokiem. Był szczęśliwy, że pokonał swój strach i, że udało mu się nabić w butelkę wielkiego jak dąb, groźnego jak wichura i głupiutkiego jak bucior z mojej lewej nogi olbrzyma.– Wiwat Trzęsiportek! Najdzielniejszy z elfów! - tak witano go w wiosce. Aż sam Mądrutek kręcił z niedowierzaniem głową, że taki drobny i płochliwy elfik potrafił rozprawić się z Wyrwi... oj …. Wyrwi…. oj... Wyrwi… oj... z Wyrwigruszką. Koniec!Koniec