Śpiewaczka osiągnęła ogromny sukces zawodowy, a w życiu prywatnym miała sporo problemów. Z pierwszym mężem Ewa Demarczyk rozwiodła się zaledwie po kilku miesiącach związku. Mężczyzna był skrzypkiem z zespołu Mazowsze.
Książka Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze autorstwa Nieteraz Kot, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 34,34 zł. Przeczytaj recenzję Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
Dlaczego pech w życiu? Okrutna prawda, dlaczego pech. Często łapiemy się na myśleniu, że mamy w życiu katastrofalny pech, jakby ścigał zły los. Ale powody takiego pecha są znacznie bliższe, niż im się zwykle wydaje. Dlaczego pech w życiu? Okrutna prawda dla każdego, kto uważa się za pecha.
Od urodzenia mają pod górkę. Te 3 znaki zodiaku przyciągają pecha jak magnes. Od urodzenia mają pod górkę. Niektóre znaki zodiaku to prawdziwi szczęściarze – zawsze mogą liczyć na jakiś uśmiech losu i szczęśliwy traf. Są jednak i takie znaki, którym wiele różnych rzeczy nie wychodzi. Można ich wręcz nazwać
W niektórych kulturach owad ten jest uważany za symbol szczęścia, podczas gdy w innych kulturach jest on zazwyczaj uważany za symbol pecha. Nie ma wątpliwości, że ćmy są bardzo potężnymi zwierzętami duchowymi, więc powinieneś wziąć pod uwagę wszystkie ich cechy, aby zrozumieć ich symbolikę. wrzesień 2021.
Ciekawym aspektem pecha jest odnoszenie jakiś korzyści z jego posiadania. Co to znaczy? Często, gdy nic się nie udaje, a Ty dużo o tym mówisz zasługujesz na litość, stajesz się osobą, której wszyscy współczują obdarzają większa uwagą, możesz nawet stać się na swój sposób sławna. Najczęściej jednak powtarzającym się
To nie należy do łatwych zadań. Zrozum, że nie ma bezbolesnego sposobu na zerwanie. Wszyscy chcielibyśmy zerwać bez żadnego żalu i rozpaczania. Jednakże bez względu na to, jak bardzo związek się rozwala, oficjalne zamknięcie go sprawi ból po obu stronach. Gdy już pojmiesz, że będzie bolało, możesz być przygotowana na skutki
Cała negatywna energia, jaka jest nagromadzona wewnątrz nich, jest w stanie rozprzestrzenić się na nasz dom i na nas. Pawie pióra. Pawie pióra w mieszkaniu zwiastują niepowodzenia w życiu rodzinnym. Przesąd ten wywodzi się z charakteru tego zwierzęcia. Paw jest wielce czujny, w obliczu niebezpieczeństwa podnosi hałaśliwy alarm.
Wypchane martwe zwierzęta na ścianie to najczęstsza ozdoba w starych drewnianych chatkach i nikt ich już nie pragnie posiadać na ścianach w swoich pięknych mieszkaniach. Oprócz zwykłych takich ludzkich niechęci do takich „ozdób” to poza tym przynoszą one najgorszy typ pecha, związany ze śmiercią.
Proszę oceńcie dlaczego ja mam tak potwornego pecha w miłości, jestem samotna, mam syna który jest dla mnie najważniejszy,ale 4 lata po rozstaniu z partnerem poczułam się samotna.
ZGfnH. My, Polacy, lubimy myśleć, że mamy pecha. Jesteśmy wręcz w światowej czołówce tych, którzy myślą, że ciąży nad nimi fatum. Wielu z nas wręcz przeżywa duchową ekstazę chwaląc się innym, jakimi są pechowcami. Wiadomo, że pechowiec zawsze ma czym zabawić towarzystwo. Wiadomo też, że nad pechowcem wszyscy się litują i jest szansa, że go wyręczą. Pech się wielu z nas po prostu opłaca. Zawsze przecież jest na co zwalić. Jak już nie na "onych", to na pecha. "Taka karma" - jękną Hindusi słysząc nasze polskie opowieści o wiecznym pechu i o tym, że wszystko nam się nie udaje przez legendarnych "onych". "Taka karma" z kolei dla większości naszych rodaków to coś, co kojarzy się z hinduizmem, buddyzmem, albo ... z miską jedzonka. Kiedy jednak nawet osoby uważające się za zaawansowane w rozwoju duchowym zajmują się tym tematem, wówczas okazuje się, że nie do końca rozumieją, o co chodzi i do rozumienia głębokiego im daleko. Naszym rodakom karma kojarzy się w najlepszym razie z karą za złe uczynki w poprzednich wcieleniach. Na pewno jednak nie z sytuacją, którą właśnie tworzymy lub którą stworzyliśmy jakiś czas temu, w obecnym życiu. Najmniej z "zasługami", dzięki którym żyje nam się dobrze lub coraz lepiej. A to błąd. Czym więc jest karma? To przyczynowość wydarzeń zachodzących w naszym życiu. Przyczynami owych zdarzeń są nasze intencje. Intencje to myśli, oczekiwania, zaślepienia, ale także emocje - te pozytywne, jak i negatywne. Pozytywne myśli i emocje dają w rezultacie dobrą karmę, a negatywne - złą. Dodać trzeba, że w popularnym ujęciu karma wynika z uczynków. Trzeba się z tym zgodzić, ale należy też uwzględnić prosty fakt, że nie ma uczynków bez intencji (nawet w afekcie). Zrozumienie, jak działa karma i czym ona jest w istocie, przeciętnemu rodakowi nastręcza wiele problemów. Hindus powie: "Mam dobrą karmę, więc studiuję medycynę". Polak mu odparuje: "Jaka tam karma. Bzdury gadasz o jakiejś karmie! Musiałeś skończyć dobre szkoły i dostać się na studia. To co to za karma?". I na to odpowie Hindus: - "Właśnie na tym polega moja dobra karma. Jakie uczynki, taka karma. A te były dobre, więc i owoc jest dobry". To jeden z przykładów, jak działa to, co buddyści i hinduiści nazywają jednym słowem: "karma". Myślę, że ten przykład pomoże zrozumieć, o czym mowa. Karma wydaje się być mechanizmem nagradzania za dobre intencje oraz uczynki i karania za złe. Wielu łatwo zaakceptować, że to, co nas spotyka, jest wynikiem uczynków z poprzednich wcieleń. Ale myślenie, że teraz też stwarzamy sobie karmę, już nie jest tak oczywiste. Jednak karmę sobie stwarzamy na bieżąco. Kończąc szkołę podstawową, gromadzimy zasługę karmiczną wystarczającą, by pójść do szkoły średniej. Kończąc tę szkołę i zdając maturę, mamy zasługę karmiczną umożliwiającą pójście na studia, po drodze jednak musimy zdać jeszcze egzamin wstępny (to też dobra karma). I wreszcie kończąc studia mamy taką karmę, która umożliwia nam podjęcie pracy w zawodzie. Oczywiście, wszystko działa do momentu, kiedy na horyzoncie nie pojawi się nasz polski pech - czyli brak ofert pracy i niechęć do podjęcia własnej inicjatywy w celu zarobkowania. Pechowiec wygodny i faktyczny nieszczęśnik Brak ofert jest niezależny od nas. Za to niechęć do samodzielnej pracy - wręcz przeciwnie. Wniosek z tego jeden: pech zależy od woli i intencji pechowca! I nic w tym dziwnego, bo pech się po prostu opłaca. Pod warunkiem, że nie za bardzo męczy. Pewien mój znajomy szukał pracy. Rozwijał się duchowo, znał prawa kreacji i szukał pracy. Szukał i nie mógł znaleźć. Ale rodzina była z niego dumna. Utrzymywała go rok, dwa, trzy i ciągle zadowalała się tym, że on szuka pracy, tylko nie znajduje, "bo ma pecha". A kto by nie chciał mieć takiego pecha, żeby kilka lat nic nie robić i pozostawać na utrzymaniu rodziny? Po prostu raj na Ziemi! Tylko czasami trzeba na kilka godzin dziennie zniknąć rodzinie z oczu, żeby krewniacy widzieli, jak pechowiec się stara. Podobnie jest z pechem w innych dziedzinach życia. W związkach, w miłości, w rodzinie. W niektórych kręgach pech jest tak modny, że w ogóle nie da się przebić z żadną pozytywną informacją, bo nie ma na nią zapotrzebowania. Nikt się nie interesuje szczęściarzem. Co innego pechowiec! On zawsze może liczyć na wsparcie, poparcie, dobre słowo, poklepanie po plecach, a czasami nawet na konkretną pomoc w gotówce (na wieczne nieoddanie). Może się licytować z innymi, kto ma większego pecha. A szczęściarz jest zbywany. No bo o czym tu mówić, jeśli komuś dobrze? Wygląda jakby wszyscy wokół chcieli się prześcigać we współczuciu. Bo ludzie są dobrzy. Albo chcą, żeby inni ich widzieli jako dobrych. I nie są zainteresowani pytaniem: "a za jaką cenę jesteś taki dobry"? Koncentrowanie uwagi na negatywizmach, na nieszczęściach, chorobach, pechu, to jakby nasz sport narodowy. I nawet osoby, które rozpoczęły swoją przygodę z rozwojem duchowym, dają się w to wkręcać. Co więcej, wiele z nich wkręca się całkiem dobrowolnie uważając, że litując się nad pechowcem i pomagając mu, zgromadzą sobie zasługę karmiczną na przyszłe wcielenia (no bo na "teraz" to pozytywnych efektów nie widać). I żyją w tym złudzeniu, dając się wykorzystywać aż do czasu, gdy zaczną zauważać, że stali się nie wybawcami, a ofiarami życiowej ofermy! A potem coś im zaczyna świtać, że temu "pechowcowi" żyje się lepiej niż im. I to dzięki ich poświęceniu! Myślenie, że się ma pecha to zły pomysł - dlaczego? No tak, ale "nie wylewajmy dziecka z kąpielą". Przecież oprócz "pechowców", którzy manipulują otoczeniem, są też i prawdziwi pechowcy, którym naprawdę nic nie wychodzi. Czego się tkną, to sknocą. Nikogo przy tym nie wykorzystują, bo ich pech wydaje się być bezinteresowny. Co więcej, często są karani za swojego pecha. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka i z ich punktu widzenia. Przecież ze swojego pecha nie mają żadnych korzyści. No tak, dziś może nie mają, ale założę się, że w przeszłości mieli. Przeszłość minęła, a oni dalej funkcjonują według tego samego, już nieważnego scenariusza. Może inaczej nie potrafią? A może podświadomie im się wydaje, że nic lepszego już ich w życiu nie spotka? I właśnie ten motyw często ujawnia się w trakcie terapii. Ezoteryka w walce z pechem Z punktu widzenia ezoteryki myślenie, że się ma pecha, jest najprostszą drogą na manowce. Bowiem jedno z praw duchowych mówi, że "czym się zajmujesz, to wzrasta". Jeśli spotkalibyśmy "urodzonego" pechowca, to dlatego, że już w przeszłym życiu myślał o sobie, że jest pechowcem. I czerpał z tego korzyści. Obecne życie ma go nauczyć, że się nie opłaca być pechowcem, że warto się zabrać za siebie, że warto wziąć los w swoje ręce. Jak tego dokonać? Przede wszystkim trzeba pokochać siebie i uwierzyć, że się da radę. Znaczy, uwierzyć w swoje możliwości. Osoby pechowe często mają zaniżoną samoocenę. Częściowo może to wynikać z karmicznych intencji, a jest wzmacniane przez najbliższe otoczenie. Rodzice cały czas wmawiali im, że sobie nie poradzą, że im się nie uda. Pewnie gdyby potrafili przewidzieć, jakie będą skutki takich zabiegów wychowawczych, to by się 10 razy ugryźli w język, zanim by się głupio odezwali do dziecka. Ale cóż... wielu rodziców ma dzieci tylko po to, żeby sobie udowodnić, że są na świecie głupsi i gorsi od nich. Bo małym, słabym dzieciom wszystko można wmówić. A potem, gdy dzieci już dorosną, wymagają ciągłej opieki, bo wcześniej uwierzyły, że są głupie, niezdarne i złe. Tak właśnie działa prawo karmy. Co wzmacniasz, to się dzieje. Koncentrując uwagę na negatywnym programowaniu podświadomości uzyskujemy negatywny rezultat. A jak uzyskać rezultat pozytywny? To, na czym koncentrujesz uwagę, wzrasta w twoim życiu i otoczeniu. Logiczne więc wydaje się przestawić koncentrację z nastawienia negatywnego na pozytywne. Hop, siup, łatwo powiedzieć. Ale jak to wykonać? Trzeba zmienić sposób myślenia o sobie i swoje wyobrażenia na swój temat. Trzeba zmienić setki, jak nie tysiące negatywnych myśli i wyobrażeń, w myśli i wyobrażenia pozytywne. Oczywiście, że niektóre z myśli negatywnych mają znacznie większe znaczenie od innych. I to głównie na ich zmianie trzeba się skoncentrować. Tylko zmieniając myśli i wyobrażenia o sobie możemy odmienić swój los, a więc mówiąc językiem Hindusów --zmienić swoją karmę na lepszą. I wtedy pech przestanie nas prześladować. Czy to jest łatwe zadanie? Nie dla wszystkich. Bo to zależy od intencji. A komuś się przecież może wydawać, że tak jak jest, na pewno jest dobrze. No, może nie dobrze, ale przynajmniej bezpiecznie. Bo "po co nieznane dobro, skoro już oswoiliśmy się ze znanym złem"? Tak myśląc zabrniemy tylko w ślepy zaułek, a nasza karma objawi się w ten sposób, że jeśli nie popełnimy samobójstwa, to przynajmniej będziemy "jakoś" żyć dalej zażywając coraz więcej leków antydepresyjnych i środków uspokajających. Tę drogę wybiera ok. 16% naszego społeczeństwa. A co z resztą? Reszta dzieli się na nieliczną część tych, którzy już mają dobrze lub chcą coś zmienić na lepsze w swoim życiu, oraz na tę większość, która "jakoś" żyje od czasu do czasu "odreagowując" na alkoholowych imprezach, bądź wycofując się z życia. Mnie to nie odpowiada, ale wiem, że wiele osób woli takie życie niż żadne, albo niż pracę nad sobą. Dlaczego? Otóż nie nauczyliśmy się kochać i szanować siebie. Co więcej, kochanie i szanowanie siebie kojarzy się większości z nas z egoizmem lub pychą. A "pycha to przecież najgorszy z grzechów"! Dlatego to poczciwi ludzie zamiast kochać i szanować siebie, wkładają mnóstwo czasu i energii w zwalczanie pychy! To kwestia głęboko uwewnętrznionego światopoglądu. No to jak tu zacząć kochać i szanować siebie? Ludzie boją się grzeszyć. Dlatego z różnych pobudek potrafią być okrutni dla siebie i innych. I nie przychodzi im wtedy do głowy, że okrucieństwo jest grzechem. Przecież takiego grzechu nie ma w żadnym wykazie. A jednak, okrucieństwo wobec siebie i innych jest uznawane za grzech przez większość religii świata! Dlatego w kodeksach moralnych powtarza się: "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe", "rób innym to, co chciałbyś, żeby inni tobie robili" czy wreszcie: "kochaj bliźniego jak siebie samego". To oczywiste wskazówki, w jaki sposób zadbać o dobrą karmę. Te wszystkie wskazania mają sens, gdy zdajemy sobie sprawę z działania prawa karmy. Gdybyśmy przyjęli opcje, że podlegamy z góry ustalonemu przeznaczeniu, wówczas nie miałoby sensu robienie czegokolwiek dobrego. A przecież niektórzy uważają, że niezależnie od woli czy uczynków "jedni są skazani, podczas gdy inni i tak będą wywyższeni". Inni też jakoś tłumaczą sobie przekonanie, że nic od nich nie zależy, więc muszą się godzić na swojego pecha. Pewna klientka zapłaciła mi 150 zł za konsultację, żeby mi w jej trakcie wmawiać, że pozytywne myślenie nie ma prawa działać, a to, o czym piszę i co osiągnąłem, jest po prostu niemożliwe. Niestety, jej misja i pieniądze poszły na marne. Mnie to działa. A skoro działa mnie, to powinno działać też innym. I znam wielu takich, którzy nie mają wątpliwości, tylko stosują zasady prawa karmy. A zasady te mówią, że "jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz". Używają więc pozytywnego myślenia na co dzień i osiągają zadowalające rezultaty. To nie działa tylko wówczas, kiedy się wydaje, że "lepiej już nie będzie", a także w szczególnych przypadkach, gdy ktoś się czuje winny czy niegodny. Kluczem do zmiany pecha na powodzenie jest pokochanie i polubienie siebie. Jeśli mamy innych kochać jak siebie samych, to choćby z tego powodu warto spróbować NAJPIERW pokochać siebie. Tak mówi logika. A praktyka to potwierdza. Osoby, które nauczyły się kochać, lubić i szanować siebie, zauważają, że wszystko im wychodzi dużo łatwiej niż dotychczas. Zaczynają zauważać, że w ich życiu działa zasada: PONIEWAŻ KOCHAM, LUBIĘ, SZANUJĘ, DOCENIAM SIEBIE, TO ZASŁUGUJĘ NA WSZYSTKO, CO NAJLEPSZE. A CO Z INNYMI? Co z tymi, którym powinniśmy pomagać, o których powinniśmy dbać? No właśnie? Co? A kto powiedział, że przede wszystkim mamy dbać o innych i wyręczać ich? Taki pogląd jest u nas popularny i z niego bierze się współuzależnienie. A współuzależnienie trzeba uzdrawiać, a nie pielęgnować. Pomaga w tym wiele grup terapeutycznych. Współuzależnienie to poważny problem społeczny i psychologiczny, który każe żyć pod dyktando osoby "nieszczęśliwej", "chorej", "pechowej". To sytuacja, w której taka "pechowa" osoba wykorzystuje bezlitośnie swoje otoczenie, by jej służyło rezygnując ze swojego szczęścia i swoich sukcesów. Warto zauważyć, że przez wielu etyków jest to sytuacja pożądana i chwalona! A przecież nie może nas spotkać nic gorszego! Zaczynamy od pokochania, szanowania i polubienia siebie. Potem przyjdzie czas na pokochanie bliźnich tak, jak kochamy siebie. W ramach pokochania siebie, trzeba się zaakceptować takim, jakim się jest, z wszystkimi swoimi wadami i słabościami. Nie ma wyjścia. To pierwszy krok. Towarzyszyć mu musi krok drugi - wybaczenie sobie i innym. To żeby nie było wątpliwości, że nie zawsze musimy szukać winnych. Co więcej, nie ma sensu szukać winnych! Bo nie ma sensu obwiniać, kiedy widzimy, że coraz więcej zależy tak naprawdę od nas. A to, że zależy, zauważamy już podczas wybaczania. Kiedy wykonamy dwa podstawowe kroki, jakimi są pokochanie siebie i wybaczenie, wówczas na tyle nam się zmieni perspektywa widzenia rzeczywistości, że będziemy woleli uważać się za dzieci szczęścia niż za pechowców. I tak oto nasza karma ulegnie poważnej zmianie na lepsze. Dla szczęściarza szklanka jest do połowy pełna, dla pechowca ta sama szklanka jest "już, niestety" i "co za nieszczęście" - w połowie pusta. Fakt jest ten sam, ale jakże różna interpretacja! Jeden więc będzie np. ubolewał, że musi płacić podatki, bo nie lubi zarabiać, podczas gdy drugi będzie sobie życzył takich zarobków, żeby go było stać na najwyższe podatki. Najskuteczniejszym środkiem do zmiany naszych nastawień jest posługiwanie się afirmacjami, czyli powtarzanie pozytywnych myśli zaprzeczających myślom negatywnym. Jeśli ktoś nie potrafi samodzielnie nauczyć się pracy z afirmacjami, modlitwami czy wizualizacjami, ma dziś do wyboru wiele kursów, na których może się tego szybko nauczyć. Może też poczytać na ten temat sporo książek. Leszek Żądło to uzdrowiciel, radiesteta, psychotronik z powołania i specjalista od spraw rozwoju duchowego. Od lat zajmuje się prowadzeniem terapii opartej na Hunie, regresingu i medytacji połączonej z modlitwą. Ma na swoim koncie wiele pyblikacji z zakresu metod rozwoju duchowego oraz na temat pamięci poprzednich wcieleń.
Używamy na co dzień wyrażeń „mieć szczęście” czy „mieć pecha”, by opisać nasze subiektywne odczucie powodzenia lub jego braku. Jeśli traktujemy takie zdania z przymrużeniem oka, to nie widzę większego problemu. Nie lubię jednak, gdy ktoś używa powyższych słów jako usprawiedliwienie swojego braku działania. Poza tym język, jaki stosujemy, wpływa na nasze myślenie i samopoczucie. Ustalmy więc, o co chodzi z tym szczęściem. Mieć pecha Istnieje pewna grupa ludzi, która uważa, że nie ma w życiu szczęścia. Jaka idea się za tym kryje? Wierzą, że nie urodzili się pod „szczęśliwą gwiazdą”, czyli nie posiadają żadnych wyjątkowych zdolności, by móc robić to, co kochają, że nie mają bogatych rodziców, którzy by ich wspierali finansowo. Nie mogą też znaleźć odpowiedniego partnera życiowego, bo albo są brzydcy i nikt ich nie chce, albo wszystkie fajne osoby są już zajęte. Uważają natomiast, że ludzie w ich otoczeniu mają większe szczęście od nich. Zazdroszczą im sukcesów w pracy i życiu prywatnym, lepszego pochodzenia czy udanych dzieci. Wierzą, że niektórym po prostu bardziej w życiu wychodzi, a oni często mają po prostu pecha. Podjęli nieświadomą decyzję oddania swojego życia losowi i tajemniczemu szczęściu, na które według nich nie mają wpływu. I w powyższej narracji używanie sformułowań „mieć szczęście” czy „mieć pecha” jest wyrazem głębokich, ograniczających przekonań. Przekonań pełnych błędów poznawczych – nieracjonalnego postrzegania rzeczywistości, kiedy zauważamy wybiórczo tylko pechowe zdarzenia, przydarzające się nam oraz szczęśliwe przypadki, spotykające innych. A jaka jest prawda? Szczęście to wybór Prawda jest taka, że szczęście nie jest niczym magicznym, przypisanym tylko do konkretnych ludzi. To my jako osoby dorosłe je tworzymy. „Nic nie jest przypadkowe. Wszystko wynika z czegoś” (Jacek Walkiewicz) Po pierwsze, posiadanie szczęścia ściśle wiąże się z byciem optymistycznie i pozytywnie nastawionym do życia. Bycie otwartym na nowe doświadczenia i ludzi, korzystne postrzeganie szans i wyzwań w każdym działaniu. Zakładanie z góry, że mi się uda. Szczęściarze nawet „pech” interpretują jako pomyślność. Swoje porażki lub dramaty obracają w refleksję, naukę, działanie czy pomaganie innym. Po drugie, szczęście to po prostu własny wysiłek, wybory i decyzje. Na powodzenie najczęściej trzeba sobie zapracować – w sensie psychicznym i fizycznym. „Odkryłem, ze im ciężej pracuję, tym bardziej sprzyja mi szczęście„ (Thomas Jefferson) Spójrzmy przez chwilę na świat oczami pechowca, ale dla odmiany zróbmy to dokładnie i uczciwie. Co byśmy zobaczyli? W dużym uproszczeniu widzimy świat optymistów i pesymistów, których spotykają w podobnej mierze rzeczy dobre i złe. No właśnie, pechowcy zapominają często o tym, że szczęściarze nie mają życia tylko usłanego różami. Główna różnica między nimi polega na sposobie interpretacji rzeczywistości, a nie na faktycznych szczęśliwych lub pechowych wydarzeniach. Ci, o których myślimy, że mają szczęście, zapominamy, że w ich życiu istniały setki sytuacji, o których byśmy powiedzieli, że mieli pecha, i to ogromnego. I gdyby nie ich pozytywne nastawienie i waleczność to już dawno by się poddali i oddali wygodnej bezradności. Rzecz jasna wyjątkiem tu są ludzie urodzeni w krajach bardzo biednych lub zdominowanych przez represyjną religię bądź kulturę, gdzie prawie niemożliwe jest wyrwanie się spod jarzma niesprawiedliwego systemu czy środowiska. Ten artykuł piszę z myślą o wolnych ludziach. Jak mieć szczęście No dobrze. Ale możesz oponować: „Nie na wszystko mamy wpływ i nawet najlepsze nastawienie nie załatwi nam pewnych rzeczy, które dostaliśmy przez przypadek, od losu”. Jasne, niektórym może być po prostu łatwiej w życiu, bo już jako dzieci dorastały np. w liberalnym kraju i emocjonalnie zdrowym domu. Cały początek naszego życie składa się z przypadkowych dla nas zdarzeń. Byliśmy wtedy odbiorcami czyichś decyzji. Jako dzieci nie mieliśmy żadnego wpływu na otoczenie, w którym się urodziliśmy i dorastaliśmy. Byliśmy zdani głównie na rodziców, dalszą rodzinę, szkołę itp. Zatem w tym sensie można powiedzieć o posiadaniu większego lub mniejszego szczęścia co do czasów, miejsca urodzenia, doświadczeń z dzieciństwa i genów. Ale co ważne i pocieszające, nawet te przypadki nie muszą determinować w pełni naszego życia dorosłego. Pewnie każdy z Was zna kogoś lub słyszał o ludziach, którzy dorastali w wyjątkowo niesprzyjających warunkach – np. w domu dziecka lub w środowisku pełnym degeneracji (przemoc, alkohol, brak podstawowego wykształcenia), ale nie pozwolili, by ich zły los wpłynął na resztę życia. Pomimo dramatycznych przeżyć i braku jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny, stworzyli udane życie. Swoje pierwotne nieszczęście obrócili w siłę i motywację do działania. Znamy też drugą skrajność: ludzi, którzy dostali od życia niemalże wszystko, co dobre – sympatycznych i bogatych rodziców, kraj pochodzenia daleki od głodu i wojen, szczerych ludzi wokół siebie, od których mogą wiele się nauczyć, w końcu Internet, który ułatwia życie… A jednak nie robią z tych darów wiele pożytku, nigdy nie dojrzewają, prezentując nieraz roszczeniowy stosunek do życia. A zatem to nasza reakcja na zdarzenia kształtuje nasze życie, a nie same zdarzenia. Nie wystarczy „mieć szczęście”, trzeba jeszcze dostrzegać, doceniać i umieć skorzystać z możliwości, które się pojawiają. Konkluzja jest następująca: jeśli uważasz, że masz w życiu szczęście, to je masz. Jeśli natomiast myślisz, że masz pecha, to masz pecha. Proste 😉
Pamiątki z polowań Pamiątki z polowańDawno nieaktualny kalendarzUstawienie miejsca do spaniakaktus w mieszkaniuZepsute zegaryŹle ustawiona miotła do podłogiKrzesło do bujania sięPęknięcia na lusterkuPióra z pawiaRzeczy Wypchane martwe zwierzęta na ścianie to najbardziej spotykana ozdoba w starych drewnianych domkach i nikt ich już nie chce wieszać na ścianach w swoich pięknych domach. Oprócz zwykłych takich ludzkich niechęci do takich „ozdób” to poza tym niosą one najgorszy rodzaj pecha, związany ze śmiercią. Dawno nieaktualny kalendarz Stary kalendarz to pokrewny znak pecha co zepsuty zegar. Według przesądów zatrzymanie na danym dniu może rozpocząć szereg nieszczęść. Aby uniknąć pecha, lepiej nie zapominaj o pozbywaniu się starych kartek kalendarza. Ustawienie miejsca do spania Jednym z największych grzechów w aranżacji to ustawienie łóżka tak, aby nogi były zwrócone do drzwi. To nie jedyny powód, aby tak właśnie go nie ustawiać. Przesądy mówią, aby cieszyć się długim i szczęśliwym życiem, wezgłowie powinno być skierowane na południe. kaktus w mieszkaniu Zobacz też: Osoby, które wierzą w przesądy, są zobowiązane sobie odpuścić posiadanie kaktusów. Feng shui mówi, że rośliny, które posiadają kolce (wszystkie z wyjątkiem róż) są przepełnione złą energią oraz pechem zatem ich właściciel musi być ostrożny w tej kwestii. Osoby przesądne powinny oprócz kaktusów pozbyć się zwiędłych i przesuszonych kwiatów. Zepsute zegary Zegary zwłaszcza te pamiątkowe, rodzinne, przekazywane z pokolenia na pokolenie mają swój wdzięk. Jednak jeśli się zepsują i nie jesteśmy w stanie ich przywrócić do poprzedniego stanu to lepiej je wyrzucić. Przesąd twierdzi, że zegar, który zatrzymał się nagle i nieprzewidzianie wyznacza godzinę nieszczęścia. Według Feng shui nieprawidłowo funkcjonujące urządzenia, które wyznaczają czas, potrafią zrobić sporo trudności. Źle ustawiona miotła do podłogi Należy pamiętać, że jej odstawienie na miejsce odgrywa kluczową rolę. Po zakończeniu zamiatania miotła a właściwie jej włosie musi być w pozycji za każdym razem w dół. Ustawiona w odwrotnym kierunku przyniesie do domu pecha i odpędzi miłość. Krzesło do bujania się Zgodnie z irlandzkimi przesądami pusty bujany fotel przyciąga siły nieczyste, które z chęcią się w nich goszczą. Więc może lepiej nie zakupywać takiego bujanego fotela niż kiedyś odczuwać strach. Pęknięcia na lusterku Według feng shui nie może być ułamane, odbarwione i zniszczone. Musimy je ciągle czyścić. Dobrze jest także nie ustawiać ich naprzeciwko łóżka. Funkcjonuje poza tym od wielu lat przesąd, że rozbite lustro to siedem lat nieszczęścia. Skaza na własnym odbiciu co więcej nie kojarzy się dobrze. Pióra z pawia Pawie pióra w domu rokują trudności w życiu rodzinnym. Przesąd ten ma swoje podłożone w specyfice tego zwierzęcia. Paw jest bardzo czujny, w możliwości niebezpieczeństwa podnosi głośny alarm. Z tego powodu przyjęło się, że paw jest w stanie przewidzieć nadciągającą śmierć. Niewykluczone, że stąd w niektórych z nas jest zadomowiony lęk przed pawimi piórami. Rzeczy Przedmioty, które otrzymaliśmy od ludzi, z którymi już nie nie mamy kontaktu, pokłóciliśmy się lub rozstaliśmy się w nieprzychylnej atmosferze lepiej wyrzucić. Cała zła energia, jaka płynie z nich, jest w stanie rozprzestrzenić się na nasz dom i na nas.